Idzie wiosna (za oknem piękne słońce), Walentynki minęły, a mnie nadal nie udało się żadnego ze zrealizowanych z tej okazji pomysłów wrzucić na bloga. Najwyższa pora zacząć to zmieniać, a jaki dzień jest lepszy na postanowienia niż taki, który zdarza się tylko raz na cztery lata? No właśnie :) Z tej okazji klasyka naleśników zza oceanu - pancakes.
Próbowałam wielu różnych przepisów, ale w większości (moich) przypadków kończyło się to małą katastrofą. Za mało ubite białka (=płaski placek), woda gazowana bez gazu (=again, płaski placek), za wysoka temperatura patelni (=spalone z zewnątrz i surowe w środku) i w efekcie miałam niejadalne placki. Poniższy przepis jest najłatwiejszym, z jakim się zetknęłam, a proporcje udało mi się kiedyś zwędzić pewnej amerykańskiej mamie :) Wychodzi z niego ok. 6-7 naleśników, którymi udało mi się nakarmić 3 osoby.
Smacznego!
Smacznego!

1 szklanka mąki (~130g/ szklanka 250ml)
pół łyżki proszku do pieczenia
pół łyżeczki soli
łyżeczka cukru
1 jajko
1 łyżka oliwy (lub innego tłuszczu w płynie)
3/5 szklanki mleka (~150ml)
Suche składniki wymieszaj razem w mniejszym naczyniu. W większej misce rozbełtaj jajko z oliwą i mlekiem, dodaj do nich suche składniki i dokładnie wymieszaj, po czym odstaw na 10-15 minut (żeby dać zadziałać proszkowi do pieczenia). Jakby masa wydawała się za rzadka lub gęsta - dodaj mąki lub mleka.

Rozgrzej patelnię i nakładaj masę łyżką/chochelką/przelewaj z miski - jak komu wygodniej. Przewróć, gdy zauważysz na powierzchni małe pęcherzyki, jak na zdjęciu z prawej. Drugą stronę smaż krócej, aż do zezłocenia (lub jak u mnie - zbrązowienia).

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz